Na Kazimierzu zawsze, niezależnie o której godzinie, ulice były pełne ludzi. Jedni wychodzili, drudzy wchodzili – taki trochę krakowski tramwaj. Wesoło, gderliwie, wszędzie zadymione, i pachniało piwem z sokiem imbirowym pomieszanym z zapachem starych ścian…