BEGIN TYPING YOUR SEARCH ABOVE AND PRESS RETURN TO SEARCH. PRESS ESC TO CANCEL

Lolo, wampir z Kazimierza

hashphoto-glowne_tcxcfninvjzsltjupzjxnozon.jpg

Ulica Meiselsa, kamienica numer 2, narożna. Po lewej stronie, na rogu z Augustiańską, bar z niedrogimi i smacznymi posiłkami „Lubieto”. Po prawej – sex shop „Coco”. Wielu krakowian zapomniało już, że w tym budynku mieszkał kiedyś Karol Kot, wampir z Kazimierza.

 

 

„Dziennik Polski” od grudnia 2012 publikuje powieść kryminalną pt.: „Lolo”, której autorką jest Marta Szreder. Na podstawie tejże powieści powstał scenariusz autorstwa Marcina Koszałki i Łukasza M. Maciejewskiego do filmu „Czerwony pająk”. Niedawno rozpoczęto zdjęcia; nad zalewem w Zakrzówku pojawił się plan filmowy, stanęło tu wesołe miasteczko. Martę Szreder i Marcina Koszałkę zafascynowała historia Karola Kota – seryjnego mordercy z lat 60. W filmie mają wystąpić: Adam Woronowicz, Filip Pławiak, Małgorzata Foremniak i Karolina Kominek. Producentem jest firma Zentropa Polska, kierowana przez Małgorzatę Szumowską filia duńskiej Zentropy Larsa von Triera. Marcin Koszałka to wielokrotnie nagradzany twórca dokumentów, laureat m.in. Srebrnego Smoka na Krakowskim Festiwalu Filmowym oraz ceniony operator, zdobywca nagrody na festiwalu w Gdyni za pracę przy „Pręgach”.

Kim był „Lolo”?

Karol Szczepan Kot, syn Leopolda urodził się w Krakowie w rodzinie inteligenckiej, dnia 18 grudnia 1946 roku. Wraz z rodzicami i siostrą mieszkał na Kazimierzu, przy ul. Meiselsa 2. Został aresztowany tuż po zdaniu matury w Technikum Energetycznym przy ul. Loretańskiej w Krakowie. Był dobrym uczniem, miał zamiar studiować. Z powodzeniem uprawiał także strzelectwo w jednym z krakowskich klubów sportowych. Zanim zaczął atakować ludzi, gromadził przedmioty, które mogłyby posłużyć do zabijania: karabinek, 16 noży różnego rodzaju, truciznę, łuk, kabel, rzemień, sznur, proch strzelniczy. Czytał literaturę militarną, jak również traktującą o zbrodni i działaniu trucizn. Ćwiczył strzelanie i posługiwanie się nożami. Studiował atlasy anatomiczne człowieka, chciał wiedzieć, jak zadawać śmiertelne ciosy.

Kiedy w latach sześćdziesiątych w prasie zaczęły pojawiać się informacje na temat Kota, nazywanego „Wampirem”, Kraków opanowała psychoza, ludzie bali się wychodzić z domów. Można znaleźć w internecie kilka jego zdjęć, na wszystkich ma ten sam wyraz twarzy. Nie wiem, co dziś bardziej mnie przeraża: jego zbrodnie, czy fotografie, na których młodziutki Karol łagodnie się uśmiecha. Nawet na zdjęciu z wizji lokalnej, przykładając dziewczynie nóż do szyi: szeroki uśmiech i roześmiane oczy. Bogusław Sygit, autor książki „Kto zabija człowieka…” przeprowadził szereg rozmów z Karolem Kotem, kiedy ten oczekiwał w więzieniu na wyrok śmierci. Opowiadanie o popełnionych czynach wydawało się sprawiać chłopakowi przyjemność: „Asystowałem przy zabijaniu cieląt. Lubiłem ten widok i w końcu zasmakowałem w ciepłej krwi. Piłem krew z cielęcia i wieprza. Dostawałem ją od rzeźników. Wiedziałem, ze ich to bawiło, i dziwili się mi, a ja z tego korzystałem. Zabijałem potem żaby, kury, gawrony, krety i cielęta. Matka o tym nic nie wiedziała, a dla niepoznaki odmawiałem jej zabicia ryby czy drobiu na obiad, choć to powstrzymywanie się, dużo mnie kosztowało, bo przecież tak lubiłem wydłubywać oczy ptakom, pruć ich flaki i lizać krew.”

hashphoto-9duze_glwukqtcviolhhzyxuhsvchlqw.jpg

           Fot. Discovery Historia

O okolicznościach pierwszej próby morderstwa, z 21 września 1964 r., mówił: „coś od rana chodziło za mną, gnało mnie, nakłaniało, aby kogoś ugodzić nożem. Zabrałem dwa noże i wyszedłem szukać obiektu. Pomyślałem, że najpewniej będzie zamordować w pustym kościele jakąś starą, modlącą się kobietę”. W drzwiach kościoła Sióstr Sercanek na ul. Garncarskiej zobaczył staruszkę: „Gdy uklękła, podszedłem do niej, wyjąłem bagnet i ciosem od dołu dźgnąłem ją silnie w plecy, mierząc na wysokości serca, tak aby cios był śmiertelny”. Starsza pani – wbrew jego przewidywaniom – przeżyła. Rana, jaka zadał, okazała się być powierzchowna.

Kolejną próbę zabicia starej kobiety podjął dwa dni później niedaleko swojego miejsca zamieszkania, przy ulicy Skawińskiej 2. Wszedł za nią do bramy, zadał kilka ciosów nożem – także w plecy. Tej kobiecie również udało się ujść z życiem, ale kolejna ofiara nie miała już tyle szczęścia. 29 września przy klasztorze sióstr Prezentek, przy ulicy Św. Jana 7 zaatakował 86-letnią Marię P., czytającą rozwieszone klepsydry. Po otrzymaniu ciosu w plecy zdążyła powiedzieć przypadkowej osobie, że napadł ją młody chłopiec. Niedługo później zmarła. Karol Kot twierdził, że po każdym napadzie zlizywał krew ofiary z noża.

Rok później w klubie strzeleckim Karol poznał Danutę, studentkę ASP. Spotykali się czasem po zajęciach. Traktował ją jako swoją dziewczynę. Ona natomiast współczuła mu i brała go w obronę, kiedy śmiali się z niego koledzy. Karol był odludkiem, rówieśnikom wydawał się dziwny. Danutę intrygował, bo był inny. Opowiadał jej o swoich morderczych fantazjach i chęci zabijania, jednak dziewczyna nie traktowała jego słów poważnie. Pewnego dnia rzucił ją na ziemię i przystawił nóż do szyi grożąc, że ją zabije. Najpierw uznała to za głupi żart. Dopiero kiedy dowiedziała się z gazet o próbie morderstwa 7-letniej dziewczynki, nabrała podejrzeń, że sprawcą może być Karol.

13 lutego W zimie 1966 roku na Kopcu Kościuszki Kot zaatakował zjeżdżającego na sankach ucznia szkoły podstawowej Leszka Całkę. Opowiadał potem: „Była to niedziela dnia 13-tego lutego. Poczułem potrzebę dźgnięcia kogoś. Powziąłem zamiar pojechać na Kopiec Kościuszki, bo wiedziałem że tam jest dużo różnych miejsc gdzie można spotkać samotną osobę. Miałem zamiar w ogóle kogoś zabić. Właśnie będąc gdzieś w tym miejscu zauważyłem wyłaniajacego się z mgły chłopca ciagnacego sanki. Powoli szedłem w jego kierunku. Zapytałem go o coś, on odwrócił głowę, chwyciłem go lewa ręka za szyję, a prawą zadawałem ciosy. Po szóstym ciosie poczułem że leci mi z rąk”. Leszek zmarł. Na pytanie, dlaczego zabijał, Karol Kot odpowiadał, iż zaspokajał w ten sposób swoją naturalną potrzebę przyjemności…

W tym samym roku w Krakowie, przy ulicy ul. Sobieskiego 2, mała dziewczynka – Małgosia schodziła do skrzynki na listy. Zaatakował ją od tyłu zadając ciosy kordelasem. Małgosi udało się przeżyć, a Kot został zauważony przez przejeżdżającego tamtędy taksówkarza i niedługo później aresztowany. Wyrok ogłoszony 14.07.1967 skazywał go na karę śmierci. W wyniku odwołania sąd drugiej instancji uznał go za osobę niepoczytalną i zamienił karę na dożywotnie pozbawienie wolności. Prokurator generalny wniósł jednak rewizję nadzwyczajną i 16 maja 1968 Karol Kot został stracony przez powieszenie. Miał wtedy 22 lata. Podobno sekcja zwłok wykazała, że miał olbrzymiego guza mózgu.

Karol Kot, który przez całe swoje krótkie życie oczekiwał, że ktoś doceni jego mordercze dokonania, byłby z pewnością dumny, gdyby wiedział, że w (nie aż tak odległej) przyszłości krakowski poeta Marcin Świetlicki napisze o nim wiersz:

Karol Kot

Śnieg w kościołach, śnieg w bramach, śnieg pod kopcem Kościuszki.
Mam cień – widziałem – obejrzałem się.
Mam cień siny na śniegu.
Mam płaszcz, za duży, ciemniejszy od spodni
i mam w płaszczu narzędzie.

Nie, nie zasłaniaj. Nie zasłonisz. Zostaw.
No, jeszcze trochę odkryj.
Lubię jak krwawisz. Bo stare kobiety
nie. Plecy. Dzwonek. Dzwonki
w kościołach, w bramach, pod kopcem Kościuszki.

Guzik z orzełkiem. Trener
sekcji strzeleckiej stwierdził, że nie mogę
reprezentować. Wziąłem duży rozmach
i ściąłem jednocześnie – chłopca, śnieg, powietrze,
swój kręgosłup, łodygę, śnieg pada, maszeruję przez sen,

mnożę się


Źródła:

Skomentuj