BEGIN TYPING YOUR SEARCH ABOVE AND PRESS RETURN TO SEARCH. PRESS ESC TO CANCEL

Kazimierskie Miejsca”. Rozmowa z Bartkiem Kieżunem i Przemkiem Krupskim

hashphoto-1_wiekszy_xjxwualxkkvuqjxvjtewz.jpg

Jest takie „Miejsce” na ul. Estery… Nazywane barem lub klubokawiarnią. Miejsce przytulne i z charakterem. Zanim powstał bar było inne „Miejsce”: sklep – najpierw przy ul. Podzamcze, później na Zegadłowicza…

 

 

   Obecnie obydwa lokale  mieszczą się na Kazimierzu – sklep przeniesiono do pasażu przy ul. Miodowej 4. Właściciele –  Bartek Kieżun i Przemek Krupski są zafascynowani sztuką użytkową drugiej połowy XX wieku; skupują i remontują przedmioty pochodzące z tego okresu. Odnowione, zrewitalizowane – sprzedają.
Miejsce to sklep ale też galeria, w której powstają dzieła sztuki. Praca i jednocześnie sposób na życie. Bartek i Przemek zajmują się także projektowaniem wnętrz mieszkań i sklepów, aranżują przestrzenie wystawowe. Są autorami scenografii do sesji zdjęciowych m.in. w „Playboyu” i „Wysokich Obcasach”. Współpracują ze scenografami teatralnymi i filmowymi.  Dzisiaj znaleźli chwilę czasu, żeby porozmawiać ze mną.

W Gazeta.pl przeczytałam nagłówek sprzed kilku miesięcy: „Miejsce. To tam meble naszych dziadków dostają nowe życie”. I poczułam, jak historia zatacza koło – kieliszkowe fotele, komody, lampy – bardzo podobne sprzęty stały u mnie w rodzinnym domu. Fotele były pomarańczowe, w latach 90-tych tapicer „dał im nowe życie”, obijając je bordowym gładkim materiałem. Lampa z pomarańczowym metalowym kloszem… Żółty wazon. Stojąca lampa ubrana w abażur z ceraty w kolorze écru. Kolory i kształty dzieciństwa, które dawno temu wyszły z mody, a obecnie wracają. No tak, u mnie to sentyment, a dla Panów?

A u nas fascynacja, estetyczny zachwyt, odkrycie form, ponieważ nasze dzieciństwo przypadło na lata ’80 czyli niezbyt dobry czas dla polskiego designu. Pewnie dlatego tak bardzo spodobały nam się lata 60 – czas gdy meble projektowali fachowcy, architekci. Pojawiają się organiczne formy, mimo małego dostępu do materiałów, polscy specjaliści tworzą meble na światowym poziomie. Ich nowoczesność nawet dziś w konfrontacji ze współczesnymi meblami jest bardzo śmiała. Modzelewski i jego fotel na którego produkcję licencję chcieli kupić Francuzi – to najlepszy przykład. Dziś dzięki staraniom Krystyny Łuczak – Surówki i firmy VZÓR, której jest współwłaścicielką fotel trafia w końcu do masowej produkcji. To ciekawe meble, ciekawy czas, wszędzie czają się anegdoty. Jak go nie lubić?

Klubokawiarnię założyli Państwo we trójkę: Aga Szklarz, Bartek Kieżun i Przemek Krupski. Czy sklep również miał trzech założycieli?

Nie, sklep założyliśmy we dwóch. W wypadku baru przedsięwzięcie było troszkę większe i potrzebowaliśmy osoby, która ogarnęłaby rzeczy, które dla nas są jak z kosmosu. Terminowe opłacanie rachunków, dokumenty, cała ta formalna strona prowadzenia biznesu zawsze u nas nieco kulała. Aga miała to w małym palcu. A poza tym skoro co dwie głowy to nie jedna, to co trzy to nie dwie.

Gdzie szukacie mebli?

Osiem lat temu kiedy zaczynaliśmy naszą przygodę ze sklepem trudno było kupić meble z lat 50 60, ludzie wstydzili się je sprzedawać, uważali, że nie mają żadnej wartości. Po niecałej dekadzie najlepsze polskie domy aukcyjne organizują aukcję polskiego powojennego designu, który osiąga zawrotne ceny. Aktualnie jest tak, że meble znajdują nas. Sporo ludzi wie o Miejscu i nie chowa już mebli po rodzicach, czy dziadkach do piwnicy tylko dzwoni do nas. A my jedziemy oglądamy, dokonujemy selekcji i jak jest coś, co nam się spodoba to kupujemy. W ten sposób uratowaliśmy już jakąś cześć polskiego powojennego designu przed banicją.

Renowacja kilkudziesięcioletnich mebli wymaga wysiłku i umiejętności. Odnawiacie je sami, czy współpracujecie z kimś?

Współpracujemy z pracownią, która jest gwarancją jakości. Nie mamy wykształcenia tapicerskiego, stolarskiego i uważamy, że tego typy prace należy powierzać specjalistom.

Krakowski Makaroniarz, czyli mentalny Włoch uwięziony w Polsce, syn ojca Litwina i matki pół-Polki, pół-Niemki – to nikt inny tylko pan Bartek Kieżun. Tak właśnie zatytułował Pan swój kulinarny blog publikowany na stronie kukbuk.com.pl Za potrawami tradycyjnymi, bigosem, pierogami, delikatnie mówiąc, Pan nie przepada…

Ależ ja za nimi przepadam, jest w tym odrobina kreacji i przekory. Lubię polską kuchnię, bardzo lubię francuską, no my w ogóle bardzo lubimy jeść. Podróżujemy architektonicznie, za sztuką i designem ale też  i kulinarnie. Ja po prostu nie lubię złej kuchni, bez pasji, z kiepskich produktów. Wadą Polski (tak zupełnie serio) jest długa jesienio-zima i okres kapuściano-ziemniaczany w sklepach. Choć zdaję sobie sprawę, że to też wina sklepów a nie tylko pogody. Włosi okrągły rok mają dostęp do świeżych produktów. No i we Włoszech rosną pomarańcze, bez których nie da się żyć – więc zostałem Włochem na przekór pogodzie i korzeniom.

Czytałam Pana przepisy. Ciekawie Pan pisze: każdy przepis to inna historia. Tylko – wydaje mi się, że zagorzały miłośnik włoskiej kuchni może mieć kłopot ze znalezieniem odpowiednich składników. Gdzie w Krakowie można kupić kasztany do kaczki z kasztanami? Tylko proszę mi nie mówić, że w delikatesach u Pecka w Mediolanie…

Troszkę się trzeba namęczyć, ale jest to możliwe. Ja gotuję to, co znajdę a nie szukam produktów do wcześniej przygotowanego planu. Dlatego jest łatwiej. Jak mi wpadną w ręce kasztany w sklepie MELASA, koło MIEJSCA zresztą, to już wiadomo co będzie na obiad. Jest też firma z Sycylii, która przywozi produkty ze swoich gajów do Krakowa. Gaj jest oliwny więc jest oliwa, pomarańczowy daje miód i owoce, cytrynowy dokłada swoje. Teraz z Sycylii jadą karczochy. Aw sklepie ekologicznym na Krakowskiej mają świetne miody ALCE NERO, bio, eko i włoskie.

Otrzymali Państwo nagrodę Elle w kategorii „Najbardziej stylowe miejsce” w roku 2009. Jak to się stało? Sami Państwo starali się o tę nagrodę? Czy ktoś zgłosił Waszą klubokawiarnię?

To był 2008 rok, Miejsce Bar nie miało roku, a tu gruchnęła wieść o nominacji, w świetnym gronie zresztą. Sama z siebie. Nam do głowy nie przyszłoby staranie się o nagrodę, zgłosiła nas jak się dowiedzieliśmy dziennikarka ELLE Ania Frątczak. A później było ogólnopolskie głosowanie. I wygraliśmy.

To naprawdę mnie fascynuje, że przy dużej ilości zamykających się sklepów, pubów i restauracji, istnieją wciąż na Kazimierzu lokale takie jak „Alchemia”, „Singer”, klubokawiarnia „Miejsce” – kto tworzy ich historię? Czy Wasz bar  – Waszym, naturalnie, zdaniem – można już nazwać „kultowym”? Bez skromności, proszę 🙂

Istnieją i będą istniały takie właśnie lokale. Singer, Mleczarnia, Kolory, Alchemia to nie były, nie są miejsca otwierane z potrzeby inwestycji a z serca. Był pomysł, były możliwości – tak otwiera się prawdziwe knajpy. Czy Miejsce jest kultowe? Nie wiem. Wiem, że mamy talent do „mało-dużych” imprez, fajnych ludzi za barem, i fajnych przed. Chce nam się po prostu. Choć nie da się ukryć, że cały czas się zmieniamy. To proces nie koniecznie widoczny tak od razu, dla każdego. To cieszy.

Panie Bartku, Panie Przemku – czy macie jakieś plany na rok 2013? Dalszy rozwój? Kolejny rozdział w życiu?

Praca i podróże. Lubimy swoją pracę i tę w sklepie i tę w knajpie, mimo nienormowanego czasu pracy. A podróże to nasza trzecia pasja, którą realizujemy, gdy tylko nie pracujemy.

Życzę zatem wielu sukcesów i wspaniałych podróży. Dziękuję za rozmowę.

hashphoto-klubokawiarnia_shjgxdlxubztnlita.jpg

Klubokawiarnia „Miejsce”

hashphoto-sklep_gngeikzpznvmvwqtucojttquvi.jpg

Sklep „Miejsce”

hashphoto-sklep2_bmeoftqaxcconiajvzrrqahyd.jpg

Sklep „Miejsce”

 

Zdjęcia udostepnione dzięki uprzejmości Bartka Kieżuna i Przemka Krupskiego

Skomentuj